Janusz Steliński - Opowieści myśliwych
Przez dwadzieścia parę minut, które upłynęły od naszego zejścia z linii, głuszec ani razu nie przedłużył pauzy, ani razu nie przerwał, nawet nie zaciął się, nie zmienił rytmu. Cały ten czas, tak jak i w tej chwili, skrywało tajemniczego wirtuoza wysokie podium wsparte o strzeliste kolumny wysmukłych sosen, przesłonięte koronką z misternie splecionych cieniutkich gałązek i kiści wonnego igliwia. Przez drobne szczeliny tej ciemnej zasłony sączyła się powoli nieśmiała poświata dnia. Pieśń początkowo rozsypywała się w pojedyncze oderwane dźwięki, niby uderzenia pełnych ciężkich kropel. Krople padając coraz to zwiększały tempo, aż ich nabrzmiewający rytm zaczął spływać perlistą kaskada trelu, urywającego się nagle mocnym, krótkim akordem, by następnie z odkorkowanej gardzieli wartkim, aż syczącym nurtem szlifowania rozlać się szeroko po lesie. Wtedy następowała krótka chwila ciszy i znowu zaczynały wolno padać pojedyncze dźwięki następnej pieśni.
Knieja znieruchomiała w zasłuchaniu.
Na wspaniałych puszystych kobiercach jasnozielonych mchów, wsparte tu i ówdzie o krzak żurawiny, nieruchomo przysiadały w zachwyceniu leśne nimfy, otulone w lekkie woale mgły, spod których przeświecały bogate diademy, wysadzane wielkimi perłami rosy. To z orszaku Artemidy, która ponoć swą własną boską osobą specjalnie zjechała na niedźwiedzim rydwanie do polskiego boru, by wysłuchać dzisiejszego wspaniałego koncertu.
Co? Nie widzisz i nie wierzysz? Mówisz, że to na pewno nic więcej tylko krzaki żurawin? O, miły czytelniku i kolego myśliwy! Jesteś ślepy, ślepy, po stokroć ślepy i o drewnianym sercu. Naucz się patrzeć i czuć. Dopóki tego nie potrafisz, dopóki nie zrozumiesz baśniowego piękna przyrody, nie wchodź do kniei o wiośnianym przedświcie - nie masz po co. Będziesz zawsze widział tylko same żurawiny albo krzaki bagna.
- Janusz Steliński - Opowieści myśliwych