Pan Martin Baral
W roku 1988, zadzwoniła do mnie moja ciocia Maria Zamoyska, mieszkająca wówczas na ul. Paulińskiej 2 w Krakowie, ze stwierdzeniem, że umarł administrator domu, w którym mieszka i uważa, że ja powinienem się zająć tą kamienicą.
Ja będąc studentem Wydziału Zootechnicznego Akademii Rolniczej w Krakowie, od kilku lat zacząłem zajmować się już dwoma kamienicami w Krakowie przy ul. Brackiej 11 i przy placu Juliusza Kossaka 6. Praca ta zaczęła mnie niesamowicie wchłaniać. Najważniejsza rzecz, to mieć pełnomocnictwa od właścicieli danej kamienicy.
Pani Zenaida Wrzask, udzieliła mi pełnomocnictwa substytucyjnego, na podstawie posiadanego pełnomocnictwa od Judy i Racheli Baral, zamieszkałych w Tel Avivie, ale jeszcze przed powstaniem Państwa Izrael. Sprawa ta mnie niepokoiła, ponieważ Pani Wrzask, powiedziała mi, że dawno nie miała kontaktu z właścicielami domu.
W związku z powyższym napisałem list w języku polskim do Judy i Racheli Baral, informując ich, że przejąłem zarząd domem położonym w Krakowie i że chciałbym z nimi mieć kontakt. Spodziewałem się, że Juda i Rachela Baral już nie żyją, co wynikało choćby z ich pisma, że w 1945 roku byli już ludźmi starszymi. Poszedłem na pocztę i chciałem wysłać list do Izraela. Pani w okienku chciała nalepić piękny znaczek z wizerunkiem Ojca Świętego Jana Pawła II. Ja na wszelki wypadek poprosiłem o znaczek najbardziej pospolity i nie powodujący pokazywania nikomu swoich przekonań.
Po miesiącu otrzymałem dwa jednakowe listy od Pani Alizy Plessner z Tel Avivu, jeden wysłany pocztą z Izraela, a drugi też pocztą, ale wysłany z Warszawy. Byłem tym niesamowicie zaskoczony i zrozumiałem, że jak się chcesz z kimś porozumieć to zawsze liczy się skuteczność. Pani Aliza napisała mi, że skontaktuje się ze mną Jej bratanek Martin.
Tak poznałem Martina Baral, pierwsze kontakty były telefoniczne. O wszystko co prosiłem, to od niego otrzymałem i za każdym razem prosiłem, żeby przyjechał do Polski.
Po przeprowadzeniu postępowań spadkowych po Rachelii i Judzie Baral i wpisaniu do księgi wieczystej jako współwłaścicieli Alizy Plesner z domu Baral, po pierwszym mężu Kunstler, jako właściciela w ½ części, oraz Martina Baral, Jim Baral, oraz Anety Weinreich jako właścicieli po 1/6 części, dałem znać Martinowi, że jest wpisany do księgi wieczystej i że oczekuję go w Krakowie, zgodnie z obietnicą.
Po kilku miesiącach, wyjeżdżamy z Basią do Londynu na chrzest mojego siostrzeńca i w dniu wyjazdu otrzymuję telegram. Jutro jestem w Krakowie - Martin Baral. Decyzje były szybkie, kupuję bilet na sobotę do Londynu, Basia jedzie z moimi braterstwami i siostrą, a ja mam przylecieć, do Londynu po kilku dniach.
Idę na spotkanie z Martinem Baral i właściwie nie wiem czego oczekuję po tym spotkaniu. Wchodzę do hotelu Polera i schodami schodzi bardzo sympatyczny człowiek, wielka dobroć od niego bije i mówi mi „dzień dobry Panie Bisping, ja jestem Polskim Żydem, który urodził się w Krakowie”. Tak zaczęła się moja przyjaźń z Martinem, a właściwie Marcelem Baral, urodzonym 21 marca 1931 roku w Krakowie. Pierwsze moje pytanie, co Pan chciałby zobaczyć w Krakowie? Odpowiedź jest prosta, jedziemy zobaczyć dom moich dziadków na Paulińskiej, a potem zobaczymy. Na Paulińskiej, którą już zarządzałem od kilku lat, wchodzimy i boje się, że Pan Baral powie, ale ten dom jest w ruinie. Pan Baral jest jednak zachwycony domem, zaczynają się jego opowiadania. W tym mieszkaniu mieszkała dozorczyni Pani Szymulowa, na co ja odpowiadam: Ona nadal tu mieszka. Dzwonię do drzwi jej mieszkania i stara dozorczyni widząc mnie, zaprasza mnie do środka. Przedstawiam jej Pana Martina Baral. W odpowiedzi ona mówi, a tak przychodziłeś tutaj z Twoim ojcem Salkiem do Dziadków, którzy mieszkali na drugim piętrze pod nr 12 z siostrą i bratem. Czy wyście wszyscy przeżyli wojnę? Pan Baral opowiada, że Tatuś był na liście Schindlera i z nim przeżył Wojnę, a Mamusia wraz z 6 dzieci uciekła z Polski przez Słowację na Węgry, a potem po zakończeniu wojny, udała się do Izraela. Ciotka Ela, niestety straciła wszystkich, tylko sama się uratowała, a po Wojnie wyjechała do Izraela. Widzę łzy w jego oczach. Tak zaczął się intensywny emocjonalnie pobyt w Krakowie. Po zwiedzeniu całego domu, pojechaliśmy do dzielnicy, gdzie było Getto krakowskie. Tutaj Pan Baral trzymał mnie mocno za rękę i opowiadał, „tutaj byli żołnierze niemieccy z psami”, „tutaj my mieszkaliśmy na Janowej Woli pod nr 3” i wtedy też poszliśmy do Muzeum „Apteka pod Białym Orłem”. W czasie Getta mieściła się w nim, apteka mgr Tadeusza Pankiewicza. Wchodzimy do środka i kierownik muzeum, Pani Anna Pióro bardzo serdecznie się z nami wita. Pan Martin Baral mówi „ja dzień przed likwidacją Getta byłem tutaj u Pana Pankiewicza, bo bolało mnie gardło i On za darmo dał mi lekarstwo, które mi pomogło.” Pani Pióro odpowiada, że Pan Pankiewicz żyje i że zadzwoni do niego i jeżeli się zgodzi to da nam jego adres.
Następnego dnia Pan Baral, pojechał na niesamowite spotkanie z Panem Tadeuszem Pankiewiczem i po pięćdziesięciu latach zapłacił mu za lekarstwo, które wtedy bardzo mu pomogło.
Tak zaczęła się moja przyjaźń z nim, która trwała do momentu Jego śmierci. Ja poleciałem na rodzinne spotkanie do Londynu, a Pan Baral wrócił do Australii.
Jednak bardzo szybko wrócił ponownie do Krakowa, wtedy mieliśmy więcej czasu i oglądaliśmy domy, którymi zarządzałem w Krakowie. Oglądnęliśmy wszystkie domy Jego licznej rodziny, które mieli w Krakowie. Opowiadał mi o domu przy placu Nowym nr 4, że był własnością jednego z ostatnich przed wojną, naczelnego Rabina krakowskiego Bleichera,
a jego dzieci są jego kuzynami, zaś na ulicy Monte Cassino, wówczas Zielnej 18, był dom brata Mamusi, Hirscha Feuera. Wie, że Mamusia jego kuzynek Olgi i Ady, miała dom w Krakowie, tylko nie wiedzą, gdzie i tak dalej.
Tak zaczęła się moja praca, nad historią żydów krakowskich i ich nieruchomościami. Ja natomiast niedługo potem, zostałem zaproszony na trzy tygodnie na tourne po Stanach Zjednoczonych.