Kanada 2015 - polowanie na niedźwiedzia baribala
Na zaproszenie mojego kuzyna Olka wyjeżdżamy w starym składzie Janio, Izio i ja. Na lot do Kanady Francuskiej nie potrzebujemy tylu pozwoleń, co w przypadku wyjazdów na wschód lub do Afryki. Wystarczają nam zgody na wywóz broni i amunicji.
Wsiadamy do samolotu Lufthansy w Balicach i lecimy do Frankfurtu. Tam mamy niewiele czasu na przejście do samolotu do Montrealu.
W samolocie spotykamy Anulę Wodzicką, z domu Sapieha, córkę Eustachego Sapiehy z Kenii! Ona była na wakacjach w domu rodzinnym i teraz wracała do dzieci i wnuków. Lecimy razem do Montrealu. Po przylocie, a właściwie jeszcze w samolocie żegnamy się z Anulą.
Odbieramy broń w specjalnym miejscu dla bagaży nietypowych i idziemy ją zalegalizować, otrzymując na czas pobytu w Kanadzie pozwolenie na jej posiadanie. Na lotnisku czeka mój kuzyn Aleksander Bisping. Wynajmujemy samochód i jedziemy do jego domu! Tak zaczyna się nasza przygoda w Kanadzie Francuskiej.
Na polowanie jedziemy na północ prowincji Quebec! Polować będziemy u Johna Fitzgeralda Kennedy'ego! Jego łowisko jest niesamowite, tak jak i jego historia. Po pierwsze, John urodził się parę dni po zamordowaniu Prezydenta Stanów Zjednoczonych. Jego rodzice na cześć zmarłego Prezydenta nadali mu jego dwa imiona. Po drugie, Dziadek Johna uzyskał tytuł dziedziczny do prawa polowania na terenie Parku Narodowego, gdzie też ma dom nad jeziorem. Dwa razy do roku organizuje polowania na łosie i na niedźwiedzie baribale.
My w czerwcu jedziemy na Baribale.
Wjazd do parku był kontrolowany przez służby, później droga była już tylko żwirowa, a następnie już tylko utwardzona.
Zasada polowania w Kanadzie jest prosta. O wschodzie słońca można załadować broń, a o zachodzie broń musi być rozładowana. Jeżeli straż leśna dokonałaby kontroli 5 minut po zachodzie słońca i broń byłaby załadowana, to byłaby za to ogromna kara.
Codziennie rano rozwoziłem samochodem Izia i Jania, a sam jechałem na stanowisko. Much było co nie miara, musieliśmy używać kapeluszy z siatką przeciw robactwu. Niedźwiadzie były nęcone jedzeniem wsypanym do metalowych beczek, najczęściej jeszcze częściowo podpalanym, przez co zapach roznosił się po całej okolicy.
Izio swoją przygodę opowiadał tak: drogą przyszedł spokojnie baribal. Od razu skierował się do beczek, włożył głowę do jednej z nich i zaczął żerować. Gdy wyjął głowę z beczki, Izio zdecydował się na strzał. Niestety, strzał nie był celny. Niedźwiedź uciekł drogą, którą przyszedł. Szukaliśmy go całą noc, ale bezskutecznie.
Ja z Janiem nie mieliśmy tym razem spotkania z niedźwiedziem, widzieliśmy tylko łosie i to klępy albo łoszaki.
Droga powrotna była wypełniona obserwowaniem kanadyjskiej przyrody. W Montrealu spotkaliśmy liczną rodzinę i wypróbowaliśmy kilka dobrych restauracji. Jedna to polska „U Stasia” oraz niezwykle szykowna „Pie Cochą”.