Polowanie na zające - Węgry 2023
Pierwsze moje samodzielne polowanie oraz pierwsza moja zdobycz myśliwska, to był zając. Będąc z moim Ojcem na polowaniu w obwodzie leśnym koło Myślenic, mając około 12 lat, za zgodą Ojca, strzeliłem w kierunku uciekającego zająca i ku wielkiej radości wszystkich, strzeliłem go. Tak stawałem się pomału myśliwym. Jako dziewiętnastolatek byłem już członkiem PZŁ i moje pierwsze polowania zbiorowe były właśnie na zające.
Polowania te odbywały się w obwodzie koło Proszowic. Stan zajęcy był bardzo dobry. Na polowaniach strzelaliśmy po 100 zajęcy, polując w 20 strzelb, przy 20 naganiaczach. Teraz takie wyniki uważam za nierealne. W związku z tym postanowiłem, już po raz kolejny, skorzystać z zaproszenia na polowanie na zające na Węgrzech.
Tym razem polowanie odbywało się na południowy zachód od Debreczyna. Organizatorem był kol. Adam z Jarosławia wraz z kol. Janem z Przemyśla. Razem było 12 osób. Bywałem z nimi już na niejednym spotkaniu myśliwskim. Jechaliśmy razem autobusikiem z Przemyśla do miejscowości Gyomaedrod. Droga była koszmarna - cały czas padał deszcz.
Na drugi dzień pogoda pozwoliła na polowanie. Już nie padało, ale błoto było niesamowite. Nasze buty były cały czas nim oblepione, więc ważyły bardzo dużo. Każdy krok był trudny do pokonania.
Gospodarze powiedzieli, że będą dwa mioty. Pędzenie odbywało się czeską ławą: myśliwy, dwóch kolegów z psami, kolejny myśliwy i tak zajmowaliśmy pas około 1 kilometra, a potem szliśmy przez około 6 kilometrów. Strzelaliśmy do zajęcy odchodzących. Węgrzy zbierali zające, a po postrzelone posyłali psy, które natychmiast rannego zająca dochodziły i aportowały.
W pokocie zające ułożono w równych rzędach, a przed nimi ułożono bażanty. W 12 strzelb strzeliliśmy 133 zajęcy i 11 kogutów.
Tego dnia przeszedłem 12 kilometrów i pod koniec myślałem, że to już moje ostatnie polowanie i na następne nigdy nie dam się namówić...
... jednak trzy dni po powrocie myślę, że na zające (może w inne miejsce), chyba bym jeszcze pojechał.