Ta strona używa ciasteczek (cookies). Korzystanie z niej oznacza zgodę na ich używanie.

Polowanie w Kołach „Cichy Bór” i „Bażant” - 9÷10 sierpnia 2024 roku

Jadąc z Sokołowa Małopolskiego nad Bug, ustalamy kolejność polowań. W pierwszym dniu ja jadę do Koła „Cichy Bór” Modryniec, a Andrzej z Jasiem do Koła „Bażant” Hrubieszów. Oba łowiska graniczą ze sobą i wydaje się, że warunki powinny być podobne. W zeszłym sezonie w Kole „Cichy Bór” na strzelonych 30 kozłów prawie 50% było medalowych, co powodowało ogromną chęć penetracji tego łowiska.
Pierwszego dnia polowałem razem z kol. Kamilem, o czym wspominam ⇒ tutaj.
Andrzej z Jasiem mieli mnóstwo spotkań i mówili, że ruja jest w pełni. Jaś strzelił ładnego kozła - selekta.
Na drugi dzień rano umawiamy się, że jedziemy do Koła „Cichy Bór”. Osoba, która ma nas zaznajamiać z łowiskiem, to Prezes Koła Lucjan. Andrzeja zawozimy na ambonę i zostawiamy w rewirze gdzie ostatnio były widziane bardzo mocne kozły. Po około 5 minutach, Andrzej przesyła wiadomość, że na ambonie jest gniazdo szerszeni. Nie zdążył uciec i jeden użądlił go w rękę - była ona opuchnięta przez 7 dni (!).
Ja zostaję z Lucjanem i zaczynamy podchodzić dość ciekawego kozła, a Jaś jedzie Andrzejowi na ratunek. Podchodzimy z Lucjanem tego kozła przez około 30 minut. Jednak obaj stwierdzamy, że nie jest on ani selekcyjny, ani łowny.
Wróciliśmy na miejsce, gdzie umówiliśmy się na spotkanie z Jasiem. Potem przez dwie godziny jeździliśmy po różnych ciekawych miejscach i wabiliśmy. Niestety, w tym dniu na wab przychodziły tylko młode kozły. Wracając, już po zabraniu Andrzeja z ambony, niedaleko od domku myśliwskiego, zauważaliśmy wspaniałego, bardzo mocnego kozła (dwie wysokości łyżek). Na wieczór, Andrzej miał iść na pobliską ambonę i spróbować go zawabić. Natomiast ja z Jasiem postanowiliśmy pojechać do Koła Bażant Hrubieszów.
Łowisko, które przylegało do wczorajszego było zupełnie inne. Jeszcze dużo upraw, łąk, pól złotych, choć już z wykoszonym zbożem. Widzieliśmy bardzo dużo kozłów - na początku młodych. Kozły dobrze reagowały na wabik. Jadąc, zobaczyliśmy na rżysku kozła z kozą, które zupełnie nie zwracały na nas uwagi. Po wyjściu z samochodu, udało się pod osłoną krzaków podejść je i ocenić kozła. Ocena była szybka, ponieważ kozioł był starym i bardzo dużym szydlarzem. Pomału postawiłem pastorał i strzał przerwał całe rozważania.
Następnie pojechaliśmy na łąki, gdzie Św. Hubert dał Jasiowi pięknego, starego ósmaka.
Muszę tutaj oddać cześć koledze Henrykowi, który woził nas po łowisku i wszystkie kozły znał prawie po imieniu. Ułatwiało to ich spotkanie.

Po powrocie do hotelu dzieliliśmy się przeżyciami z Andrzejem. Okazało się, że tam, gdzie Andrzej miał być na ambonie, też było gniazdo szerszeni. Tym razem zdążył uciec... Przeszedł na sąsiednią ambonę i widział z niej tego wspaniałego, mocnego kozła. Niestety był on na ponad 200 metrów i na dodatek w wysokich burakach. Nadzieje, że wyjdzie na otwarte zniweczył traktor, jadący od wsi w kierunku ambony. Kozioł uciekł w kierunku traktora (zamiast od niego) i tyle go było widać...